Ile błędów trzeba popełnić, żeby się udało?
Albo raczej ile błędów można popełnić, by nie było ich za dużo?
Ile trzeba cierpliwości, by zbyt szybko się nie zniechęcić?
I jak dobrze wyciągać wnioski z błędów, by nie tkwić w błędnym kole?
Czasem chciałoby się prosić los o prosty i konkretny wzór na życie.
Nie walczyć, nie szarpać się z życiem, nie błądzić.
Ale tak naprawdę jest coś takiego w ludzkiej naturze, że wiatr wiejący prosto w oczy czasem dobrze nam robi. Bo nawet jeśli przez chwilę jest ciężko i próbujemy żyć po omacku, to w końcu ostrość widzenia nam się poprawia. A droga przebyta nawet na oślep -zawsze dokądś prowadzi...
Często kiedy zabieram się za wrzucenie jakiegoś przepisu, w trakcie zbiera mi się na różne: i życiowe, i mniej życiowe, i ciekawe, i nudne -przemyślenia. No ale grunt, że próbuję później przeskoczyć z nich do notki kulinarnej :)
Skoro już o próbach i błędach mowa -przedstawiam Wam moje kawowe muffinki -efekt eksperymentów i owoc cierpliwości. Kombinowałam, mieszałam i robiłam podobne babeczki wiele razy. W końcu wyszły takie, na jakie czekałam! Są lekko kawowe, mają posmak cappuccino. Trochę w nich orzeszków, trochę gorzkiej czekolady. Są miękkie i wilgotne, może odrobinkę gąbczaste -ale bardzo mi smakują.
A ponieważ są modyfikacją moich różnych pomysłów i ponieważ robiłam je metodą prób i błędów -będę Wam wdzięczna za wszelkie sugestie i ulepszenia! :)
MUFFINY KAWOWE
4 łyżki mąki razowej
4 łyżki mąki pełnoziarnistej
3 łyżki płatków owsianych (najlepiej błyskawicznych)
3 łyżki brązowego cukru
2 łyżki cappuccino
pół łyżeczki sody
pół łyżeczki proszku do pieczenia
1 łyżka mielonego lnu (rozrobiona w odrobinie wody)*
1 białko (lekko ubite)
2 łyżki oliwy
pół szklanki chłodnej kawy (zaparzonej z konkretnej łyżki kawy rozpuszczalnej)
pół szklaki mleka
garść posiekanch orzechów arachidowych
pół tabliczki pokrojonej drobno gorzkiej czekolady
*len sprawia, że ciasto jest wilgotniejsze, i bardziej zwarte -ale też nadaje mu lekko gąbczastą konsystencję. Mi to odpowiada -ale jeśli ktoś woli, może zamiast tego dodać dodatkowe jajko.
Suche składniki mieszamy w jednym naczyniu, mokre w drugim. Suchą mieszankę przesypujemy do miski z mokrymi składnikami, mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Dodajemy orzechy i czekoladę i napełniamy ciastem formy do muffinek. Pieczemy babeczki w 190 stopniach, około 25 minut.
Z podanych proporcji wychodzi mi 8 dużych lub 10 ciut mniejszych muffinek.
Zachęcam do wypróbowania :)
Skoro już o cierpliwości była mowa -nie mogłam się opanować by nie dorzucić zdjęcia mojego psiaka, który wiernie i cierpliwie towarzyszył mi, kiedy gimnastykowałam się nad muffinkami , żeby złapać dobre ujęcie.
Oto już lekko znudzony Misza:
Muffinki z pewnością są pyszne - jak to muffinki ;) Lubię te kawowe, z domieszką czekolady - pycha :)
OdpowiedzUsuńA psiak rozkoszny - aż chce się go pogłaskać :)
Jeśli kawowe, to ja się zgłaszam choćby po jednego:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Psinka urocza, tak samo jak te pyszne muffinki;)
OdpowiedzUsuńjejku jakue pyszne muszą być :D
OdpowiedzUsuńnooo... mi smakują ;)
OdpowiedzUsuńi za komplementy w imieniu Miszy dziękuję ;)
Zawsze przy pieczeniu zbiera mi się na refleksje...
OdpowiedzUsuńTe muffiny muszą wybornie smakować.Na pewno poprawiają nastrój.
Mam nadzieję,że psiaka poczęstowałaś?
Ja mam swoj ulubiony przepis na muffiny cappuccino - zawsze sie udaja :) Ale zanim do niego doszlam, bylo troche prob i bledow. Psisko boskie!
OdpowiedzUsuńpsiak ma dietę od weterynarza, więc mimo asysty przy muffinkach musiał zadowolić się psimi chrupkami ;)
OdpowiedzUsuńTo chyba już tak jest, że przy pieczeniu tak jakoś lepiej się myśli... :)
Pozdrawiam!
Maggie -to ja poproszę o namiary na Twój przepis :)
OdpowiedzUsuńMuffiny zawsze są the best! :)))
OdpowiedzUsuńOsobiście najbardziej lubię zielone miętowe,
ale na święta chyba przygotuję z makiem i mielonym serem :)